Advertisement

Zespół Wczasy opowiedział nam, jak radzi sobie z przytłaczającą polską rzeczywistością [wywiad]

19-11-2021
Zespół Wczasy opowiedział nam, jak radzi sobie z przytłaczającą polską rzeczywistością [wywiad]

Przeczytaj takze

Wczasy, czyli Jakub Żwirełło i Bartłomiej Maczaluk, to zespół, który nie stroni od alternatywnych, eksperymentalnych brzmień, a jednocześnie twardo stąpa po ziemi i często porusza w swoich tekstach prozaiczne tematy. W 2018 roku duet wydał debiutancki album „Zawody”, z którym zagrał blisko 150 koncertów w Polsce i za granicą. Niedawno ukazała się ich druga płyta pod tytułem „To wszystko kiedyś minie”, która zawiera zarówno cukierkowy utwór o miłości, jak i gorzką refleksję na temat polskiego społeczeństwa. Z Wczasami porozmawialiśmy o ich inspiracjach, stosunku do nowoczesności oraz o tym, jak zespół Papa Dance wyprzedził swoje czasy.
Czerpiecie dużo z muzyki lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, ale czy to rzeczywiście tylko kwestia muzycznych inspiracji? A może chcielibyście wrócić do czasów bez smartfonów i social mediów?
Bartłomiej Maczaluk: Na pewno to były łatwiejsze czasy i oczywiście tęsknimy za nimi, chociażby z tego względu, że mieliśmy wtedy dużo mniej lat i życie było o wiele prostsze, bardziej beztroskie. Ale nie mamy żadnych z góry ustalonych inspiracji muzycznych.
Często śpiewacie o zagrożeniach nowoczesności. Macie negatywne podejście do nowych technologii?
Jakub Żwirełło: Mimo że korzystam ze wszystkich dostępnych technologii to zauważam też zagrożenia, jakie ze sobą niosą. Chodzi przede wszystkim o przebodźcowanie. Odpowiadają za to głównie wynalazki takie jak TikTok, z którego zresztą też zdarza mi się korzystać. Jednak fakt, że co 15 sekund pojawia się nowy bodziec, na pewno źle wpływa na ludzi. Samo to zjawisko ma też negatywny wpływ na odbiór kultury i sztuki. Przykładem tego jest niski attention span. Ludzie nie są w stanie przesłuchać płyty, która trwa tylko pół godziny, a nawet kawałka, trwającego 3 i pół minuty, bo dosyć szybko tracą zainteresowanie. To jest właśnie efekt przebodźcowania. Wszystko pędzi.
BM: Przez takie technologie ludzie wykształcili w sobie nowe nawyki, na przykład nawyk szybkiego scrollowania ekranu i pochłaniania nadmiernej ilości informacji.
JŻ: Korzystamy oczywiście z nowoczesnych technologii. Nie ma w tym nic złego, ale nawet w tym momencie słuchają nas algorytmy. Jeśli przykładowo będziemy rozmawiać o jakiejś gitarze, to chwilę później możesz dostać na telefonie reklamę tej gitary. Takie rzeczy są trochę straszne. Zagrożeniem są też źle działające algorytmy muzyczne na YouTubie, czy algorytmy filmowe na Netfliksie. Tego nie cierpię. Popularne są również fake newsy, które przez algorytmy weszły do głównego nurtu. Nie negujemy nowych technologii, ale to w jaką stronę zmierza świat jest niepokojące.
Inspirujecie się kojarzonymi z kiczem zespołami z lat osiemdziesiątych, takimi jak chociażby Papa Dance, czy Kombi. Uważacie, że jest coś takiego jak przegięcie w sztuce?
BM: Zacznijmy od tego, że to nie są nawet nasze inspiracje. Ciekawe, że tak to odbierasz, my tego nie dostrzegamy. Rozumiem, że może chodzić o brzmienie syntezatorów. Każdy odbiera sztukę według swoich emocji, doświadczeń i bagażu kulturowego. Dla mnie brzmienie tego typu nie jest kiczowate.
JŻ: Ja też nie odbieram Papa Dance jako kiczowatego zespołu. Ich stare utwory, jak na przykład „Pocztówka z wakacji”, brzmiały jak Ariel Pink na długo zanim ten zaczął tworzyć muzykę i zyskał popularność.
W kawałku „Polska (serce rośnie)” śpiewacie dość ironicznie o życiu w naszym kraju. Jak odbieracie obecną sytuację w Polsce? Myśleliście o wyjeździe?
JŻ: Totalnie myślałem o wyjeździe, a obecną sytuację odbieram jako bardzo trudną, jak każdy znany mi rozważny człowiek. Mamy teraz sytuację na granicy, gdzie ludzie nie są wpuszczani do kraju, ciągle są problemy z aborcją, a inflacja zaraz dobije do 10 procent. Trudno się tu żyje.
BM: Jest dużo frustrujących spraw życia codziennego, które nam doskwierają. Staramy się to katalizować tak, by nie pogrążać się w tych uczuciach, bo to do niczego dobrego nie prowadzi. Przytłacza nas to, ale znajdujemy sobie ujście właśnie poprzez ironiczne podejście. To właśnie zrobiliśmy w utworze „Polska (serce rośnie)”.
Są jakieś inne tematy społeczne, które chcielibyście poruszyć? A może boicie się dotykać niektórych z nich?
JŻ: To się okaże – nie boimy się żadnych tematów. Piszemy tylko o tym, co nas dotyka w danym momencie. Był taki moment, że dotknęło nas to, co się dzieje w Polsce, więc o tym napisaliśmy, a gdy był moment romantyczny – stworzyliśmy romantyczną piosenkę. Raczej nie wymyślamy historii. Zamiast tego piszemy o rzeczach, które są nam bliskie, o własnych obserwacjach i przeżyciach.
W jednym z wywiadów mówiliście, że płyta „Zawody” powstała dość spontanicznie. Z „To wszystko kiedyś minie” było podobnie, czy mieliście jakiś plan?
JŻ: Nie mieliśmy planu, nagrywaliśmy to totalnie spontanicznie. Tworzyliśmy kawałki przez dwa lata, a ostatni rok pracowaliśmy bardzo luźno. To są po prostu kawałki, które w danym momencie nam się podobały i tematy oraz emocje, które wtedy nas dotyczyły. Dokładnie tak samo było przy nagrywaniu „Zawodów”.
Płyta zmieniała się na przestrzeni pandemii?
BM: Nagraliśmy o wiele więcej kawałków niż ostatecznie znalazło się na płycie. To było raczej spontaniczne działanie.
JŻ: Zostawiliśmy tylko te najlepsze.
Ostatnio wasz utwór znalazł się w filmie „Sweat”. Jesteście zadowoleni z tej współpracy?
JŻ: Jesteśmy bardzo zadowoleni z tej współpracy. Film jest bardzo dobry i nie ma żadnego przypału.
BM: Piosenka „Jesteś najlepszy” wydaje się idealnie pasować do tego filmu, pojawia się na końcu i dobrze go podsumowuje.
Jak doszło do tej współpracy?
JŻ: Początkowo reżyser filmu Magnus Van Horn zadzwonił do mnie z propozycją, żebym wystąpił w filmie, ale z różnych względów ostatecznie do tego nie doszło. Przede wszystkim dlatego, że nie pasowała mi rola, którą mi zaoferował. Poza tym nie jestem przecież aktorem. Potem okazało się, że zespół, który pracował przy filmie bardzo lubił Wczasy, więc wyszli z inną propozycją. Chcieli, by utwór „Jesteś najlepszy” znalazł się w ścieżce dźwiękowej filmu. To nam odpowiadało.
A jednak macie coś wspólnego z aktorstwem. Podczas pandemii na waszym kanale pojawiło się kilka filmików sponsorowanych przez ministerstwo kultury. Można spodziewać się kolejnych takich projektów?
JŻ: Historia nagrywania przez nas filmików jest dłuższa. Nagraliśmy m.in. humorystyczną zapowiedź naszej pierwszej płyty i krótkie zapowiedzi koncertów w formie skeczy. Na naszym Facebooku można znaleźć też masę innych takich produkcji. Takich jak kącik poetycki, losowanie loterii, spotkanie ze sławnym promotorem...
BM: Był też kącik kulinarny. Filmiki na naszym kanale są rozwinięciem tej formuły.
JŻ: Ostatnio nic takiego się nie pojawiało, bo pracowaliśmy nad nową płytą. Myśleliśmy raczej nad teledyskami i całą oprawą, nie było czasu na tego typu rzeczy. Ale, jak wspominaliśmy, u nas wszystko dzieje się pod wpływem chwili, więc jeśli kiedyś będziemy mieli ochotę nagrać jakiś filmik czy tam zarapować sobie do tanga, to zrobimy to.
Macie za sobą także współpracę z TVN-em. Jak zapatrujecie się na tego typu komercyjne współprace?
JŻ: Trudno tu mówić o jakiejś większej współpracy. Oni po prostu wzięli sobie nasz utwór do ramówki zapowiadającej filmy na maj. Moim zdaniem nie ma w tym żadnego przypału, o ile nikt nie ingeruje w wartość artystyczną tego, co zrobiliśmy. Chociaż do TVP na pewno nie dałbym swojego kawałka, przynajmniej w tym momencie, mimo że parę lat temu występowaliśmy w TVP Kultura. W przypadku TVN-u kawałek towarzyszył zapowiedzi filmów – może nie były one najlepsze, ale nie było też tragedii.
BM: Zadziałało to na zasadzie singla radiowego, tylko że miało to o wiele większy zasięg. Sporo osób poznało nas właśnie dzięki tej reklamie.
Na pewno była to dobra promocja. Myślicie już nowych projektach, czy skupiacie się tylko na nadchodzących koncertach?
JŻ: Dopiero co wyszła ta płyta, więc daj odpocząć! (śmiech) Zagramy na jesieni i wczesną zimą kilka koncertów, a potem zobaczymy.
BM: Nie jesteśmy najlepsi w planowaniu długoterminowym. U nas dużo rzeczy wychodzi po drodze.
Na waszej nowej płycie pojawiło się kilku gości. Macie jakiegoś wymarzonego artystę, którego chcielibyście zaprosić na płytę?
JŻ: Może DJ-a Bobo?
BM: Myślimy bardziej utworem, a potem ewentualnie zastanawiamy się, kto mógłby się w danym kawałku pojawić. Nie mamy raczej w głowie listy wymarzonych współprac.
JŻ: Nie robimy raczej kolaboracji „na jebnięcie”. Myślimy raczej o głosach artystów, jako o kolejnych instrumentach, które mogą dodać wartości artystycznej naszym utworom. To nie są featy, które mają nas pociągnąć w górę i wypromować. Wychodzi to zazwyczaj naturalnie, a na płycie „To wszystko kiedyś minie” pojawili się nasi dobrzy znajomi.
Często poruszacie temat codziennych, przytłaczających obowiązków. Myślicie, że nowa płyta przybliży was do spełnienia marzenia o wiecznych wczasach?
BM: Myślę, że nie. Jest za mało popowa. Żeby w tym kraju żyć z muzyki, naprawdę trzeba wejść w mainstreamowy, popularny nurt lub robić rap, a nasza muzyka nawet się do tego nie zbliżyła.
/rozmawiał: Miłosz Piotrowski/
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement