Advertisement

KULTOWE WARSZAWSKIE KLUBY: Powiększenie i Jadłodajnia Filozoficzna

25-03-2022
KULTOWE WARSZAWSKIE KLUBY: Powiększenie i Jadłodajnia Filozoficzna
Scena klubowa w Warszawie! Kochamy, a jakże! Jak, jako ludzie, którzy starli w stołecznych klubach niejedną podeszwę, moglibyśmy powiedzieć cokolwiek innego? A oprócz deklaracji mamy dla was jeszcze coś. We współpracy z barem WARMUT przygotowaliśmy małe wspominki. W czwartym i zarazem ostatnim odcinku krótkiego cyklu przedstawiamy (choć mamy nadzieję, że nikomu nie trzeba ich przedstawiać) Powiększenie i Jadłodajnię Filozoficzną.

Przeczytaj takze

Pomysł, żeby powspominać warszawskie kluby, których już nie ma, a które kiedyś kochały rzesze ludzi, przyszedł nam do głowy właśnie dzięki WARMUTOWI. Zainspirowała nas mianowicie ich nowa karta autorskich koktajli, która w całości jest poświęcona właśnie kultowym stołecznym miejscówkom z przeszłości. Dzięki niej możemy jeszcze raz sprawdzić, jak smakuje Powiększenie, La Madame, Jadłodajnia Filozoficzna i inne kultowe kluby... przynajmniej w pewnym sensie. Zresztą po co dłużej o tym opowiadać – SAMI ZOBACZCIE.
W czwartym i ostatnim odcinku dwa kultowe warszawskie kluby, które na pewno pamiętacie. Pierwszy: Jadłodajnia Filozoficzna, którą wspominaliśmy już w pierwszym odcinku naszego cyklu. Jadło, czyli klub bez zadęcia, w którym działo się wiele, ale między innymi rodziła się w nim polska scena indie-rockowa, który pamiętamy m.in. ze słynnego filmiku młodego Taco Hemingwaya (zanim jeszcze był Taco Hemingwayem) i który (niestety!) skończył tragicznie. O Jadło opowiedział nam z kolei krótko Marcin Majewski, manager klubu. Z kolei Powiększenie – ileż koncertów my tam widzieliśmy (i jakich dobrych)! Co koniecznie trzeba dodać, również takich koncertów, które z definicji „nie opłacały się”. I choćby za to, że nie bali się organizować tego typu eventów, jego właściciele Michał Borkiewicz i Paweł Górski mają naszą dozgonną wdzięczność. Szalone czasy, kiedy prowadził Powiększenie, powspominał z nami ten drugi.

PAWEŁ GÓRSKI O KLUBIE POWIĘKSZENIE:

Jak myślisz, czym Powiększenie wyróżniało się spośród innych miejsc na mapie Warszawy i Polski?
PAWEŁ GÓRSKI: Powiększenie było z założenia miejscem, w którym mieliśmy robić imprezy i koncerty, jakie nie mieściły się w Planie B. Stąd wzięła się nazwa. Życie zrewidowało nasze plany i oba lokale stały się z biegiem czasu zupełnie różne. Powiększenie wyróżniało się przede wszystkim ambitnym programem koncertowym i eklektyzmem. Wydarzyć się tam mogło właściwie wszystko, o ile przeszło przez sito Michała Borkiewicza – współwłaściciela i szefa programowego.
Do którego dnia przeżytego w Powiększeniu wracasz wspomnieniami najczęściej?
PAWEŁ GÓRSKI: Działo się tam tyle, że trudno wybrać. To było pięć lat szalonej imprezy, wspaniałych koncertów i przygód. Jeżeli mam wybrać jedno wydarzenie to niech to będzie koncert Nomeansno. Był taki tłum, że budynek prawie eksplodował, pot lał się po ścianach, ludzie latali pod sufitem, a panowie z Kanady okazali się przy okazji najsympatyczniejszymi muzykami jakich w życiu poznałem.
Jak to się stało, że Powiększenie zostało zamknięte? Jakie emocje ci wtedy towarzyszyły? Smutek czy raczej wspomnienie dobrych chwil?
PAWEŁ GÓRSKI: Pierwsze trzy lata byliśmy cały czas na fali wznoszącej, niezależnie od pory roku mieliśmy tłumy. Co może się wydawać dzisiaj szokujące – najlepsze były miesiące letnie. Potem cała Warszawa ruszyła latem nad Wisłę i do zarabiania została nam tylko zima. Ostatnie dwa lata to już tylko dokładanie do interesu z innych naszych knajp. Sprzedaliśmy biznes, żeby w ostatecznym rozrachunku wyjść równo na zero, co uważam za spory sukces, biorąc pod uwagę, jak ambitny program realizowaliśmy. Decyzja była czysto ekonomiczna, ale serce pozostało złamane. To jest ryzyko zawodowe związane z tą branżą, ale po latach chyba nauczyliśmy się sobie z tym radzić.
Jak według ciebie od tamtych czasów zmieniła się scena klubowa?
PAWEŁ GÓRSKI: Dojrzała. My jechaliśmy na kompletnie gówniarskiej zajawce. Niemniej klubów w Warszawie bardzo brakuje. Brakuje miejsc szalonych i z nowymi pomysłami. Jest dosłownie kilka miejsc, do których chciałbym chodzić, gdybym miał na to czas.
Czego życzysz obecnym klubom?
PAWEŁ GÓRSKI: Obecnym – wytrwałości i powodzenia, a tym, których jeszcze nie ma – żeby powstawały.

MARCIN MAJEWSKI O JADŁODAJNI FILOZOFICZNEJ:

Jak myślisz, czym Jadłodajnia Filozoficzna wyróżniała się spośród innych miejsc na mapie Warszawy i Polski?
MARCIN MAJEWSKI: Trudno powiedzieć. Było i jest wiele klubów o różnym profilu, w tym mniej lub bardziej zbliżonym do naszego. Myślę że o tym, czym wyróżniała się Jadłodajnia lepiej opowiedziałby ktoś z zewnątrz. Spotkałem się z opinią, że dość łatwo można było się do nas dostać ze swoją propozycją programową, nie mając za sobą wyrobionej marki czy nazwiska.
Do którego dnia przeżytego w Jadłodajni Filozoficznej wracasz wspomnieniami najczęściej?
MARCIN MAJEWSKI: Nie mam jednego ulubionego dnia. Jeśli już, to wracam myślami raczej do atmosfery „dziania się”, stawianych sobie celów, wartości, które wnosiliśmy do sceny klubowej i muzycznej. Zastanawiam się też, co dzisiaj można by wnieść, a czego nie ma. Ale ogólnie nie wracam i nie rozpamiętuję przeszłości.
Marcin Majewski / fot. archiwum prywatne
Jak to się stało, że Jadłodajnia Filozoficzna została zamknięta? Jakie emocje ci wtedy towarzyszyły? Smutek czy raczej wspomnienie dobrych chwil?
MARCIN MAJEWSKI: Jadłodajnia została zamknięta przez władze miasta. Po podpaleniu powiedziano nam, że już tam nie wrócimy. Konstrukcja lokalu nie ucierpiała w pożarze. Chcieliśmy i mogliśmy kontynuować działalność. Władzy i podpalaczom chodziło o to, żeby klubów tam nie było. Jeszcze gdy działaliśmy, ówczesny wiceprezydent Warszawy powiedział, że musimy się stamtąd wynieść.
Jak według ciebie od tamtych czasów zmieniła się scena klubowa?
MARCIN MAJEWSKI: Żeby odpowiedzieć, musiałbym się przyjrzeć z bliska temu, co się dzisiaj dzieje. Z tego co wiem, mniej osób przychodzi na koncerty, i mówię tu o tym, jaki był stan jeszcze przed pandemią. Byłem na koncertach zespołów, na które do Jadłodajni przychodziło 400 osób, a później już około 100.
Czego życzysz obecnym klubom?
MARCIN MAJEWSKI: Dobrej współpracy, np. przy bookingach.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement