Nasze numery
#23 #BLUEVELVET mobile





#23 #BLUEVELVET
To, że David Lynch jest legendą, a jego filmy mają rzesze oddanych fanów, pisać nie muszę. Od „Człowieka słonia” przez „Miasteczko Twin Peaks”, „Dzikość Serca” czy „Mulholland Drive” kształtował się styl charakterystyczny i rozpoznawalny. Kino Lyncha to gatunek sam w sobie. Śmiało można powiedzieć, że to już marka. Nawet gdy próbuje zrobić film pogodniejszy, jak „Prosta historia” – o starym człowieku przemierzającym amerykańskie bezkresy, i tak czujemy tę osobliwą duszną aurę i tajemnicę. Dla mnie Lynch wiąże się z pewnym okresem w życiu. Ostatnie lata podstawówki to serial wszech czasów „Twin Peaks” i początek fascynacji kinem autorskim. Wtedy w końcu można było upolować filmy największych magów kina na wielokrotnie przegrywanych kastetach wideo – Jarmusch, Cronenberg, bracia Coen, Wenders czy klasycy jak Antonioni, Polański, Buñuel, Nichols i właśnie Lynch... Nieprzespane przez technikę VHS noce miały na mnie duży wpływ. Poznawałem nowe światy i kolory, odkrywałem psychodelię, a także to, że zielone są nie tylko dolary, że LSD to nie nowa przyprawa, przekonałem się czym pachnie depresja oraz gdzie zaczyna, a gdzie kończy się kino drogi... „Blue Velvet” to bez wątpienia najgłośniejsze dzieło Davida Lyncha. A dla mnie kinematograficzne otrzęsiny – swoista terapia szokowa do dziś siedząca w zakamarkach mojej wyobraźni. Przyznam jednak, że po latach ta fascynacja minęła. Teraz wolę oglądać rzeczy ładne, pozytywne i wywołujące uśmiech. I właśnie z takim dystansem postanowiliśmy podejść do tego kultowego tytułu i samego reżysera. Bez charakterystycznej klaustrofobii, niepokoju, surrealizmu i brzydoty – „Blue Velvet” jako inspiracja.
Zaczynamy od najwyrazistszej ikony młodego kina i teatru Karoliny Gruszki. Nie tylko dlatego, że zagrała u mistrza Lyncha, ale właśnie dlatego, że jej twórczość to swego rodzaju nieokiełznany świat. Jej wybitny talent aktorski znają tylko zainteresowani. Unika fleszy, plotkarskich magazynów, przyjęć i świata celebrytów. Jest świadoma tego, co robi, gdzie gra i z kim współpracuje. Przed nami się otworzyła. Zarówno na dywaniku redaktorów Krajewskiego i Noniewicza, jak i przed obiektywem Magdaleny Ławniczak. Efekt oraz sama Karolina – powalające.
Sprawdzamy także fenomen samego aksamitu. Jak to wyglądało w historii i jak się bawi nim moda. Nasza specjalistka od dizajnu Maja Chitro odkrywa ulubione tematy Lyncha, czyli surrealizm i kicz. Poznajemy nadwornego kompozytora naszego bohatera – Angelo Badalamentiego i romansujemy z jego największymi muzami, Laurą Dern i Isabellą Rossellini. Do tego iście lynchowska postać – polski jazzman na światowych scenach Sławek Jaskułke w sesji cenionego fotografa Igora Omuleckiego, a także surrealistyczna sesja „Diuna” autorstwa mistrza filmowego klimatu Krzysztofa Kozanowskiego. Temat numeru wzięła na siebie nasza etatowa gwiazda zatrzymywania czasu w migawce Sonia Szóstak. „Blue Velvet” niedosłownie, jako luźna inspiracja – źródło niesamowitych kolorów, surrealistycznych postaci, zmysłowych dźwięków. Tak jak każdy film Lyncha, nowy K MAG może być interpretowany na wiele sposobów. Za każdym razem inaczej. Na teraz, na jutro i na później.
K jak Komar, Mikołaj Komar – redaktor naczelny
W tym numerze:

























































