Advertisement

Nasze numery

#119 Paris, Texas mobile

Cover image
Issue content image
Issue content image
Issue content image
Issue content image
Issue content image
Paris, Texas
Przyznam szczerze, że trochę tęsknię za czasami, kiedy głód wiedzy nie kończył się na „wujku Google’u”, bo go po prostu nie było, i żeby dorównać, a tym bardziej zaimponować kumplom na trzepaku, trzeba było po nocach w całości połykać wszelkie modne i kultowe dzieła. Czy to muzyczne (wówczas dało się je jedynie piracko przegrywać), czy książkowe, czy właśnie filmowe. Z wielką pomocą przychodziły osiedlowe wypożyczalnie kaset wideo, gdzie, o dziwo, zawsze znajdowały się wielkie nazwiska kina. I nie mówię jako boomer, po prostu ten głód poszukiwania i dzielenia się bardzo łączył ludzi. „Paryż, Teksas” niemieckiej legendy, jaką niewątpliwie jest Wim Wenders, to jeden z tych obrazów nadrabianych przeze mnie po cichu, bym mógł nadążyć za rozmowami starszych koleżanek i kolegów. Ileż frajdy sprawiało rozkładanie podobnych dzieł na części pierwsze, analizowanie, interpretowanie, wyszukiwanie ukrytych symboli czy zwyczajnie wspólne idealizowanie bohaterów. W tym wypadku oczywiście magnetycznej Nastassji Kinski, wyjątkowej aktorki i muzy największych twórców tamtych czasów (Polańskiego, Konczałowskiego, Coppoli, Skolimowskiego, a nawet Avedona), córki znanego i kontrowersyjnego aktora Klausa Kinskiego. To Nastassja najmocniej zapada w pamięć po pierwszym seansie „Paryż, Teksas”. Jej spojrzenie, jej różowy sweterek, jej głos, ona cała… to wszystko stworzyło postać ponadczasową.
U nas nie jest inaczej. Główna bohaterka „Paryż, Teksas” przewija się przez cały bieżący numer, gdzie oddajemy hołd filmowi oraz jego twórcom. W rolę kinowej Jane wcieliła się jedna z moich ulubionych aktorek młodego pokolenia – Martyna Byczkowska („Absolutni debiutanci”, „1670” czy obecne w kinach, świetne „Obudź się”), zaś za obiektywem stanął laureat tegorocznej nagrody Moskita K MAG-a w kategorii Fotografia – Miko Marczuk. Efekty są iście filmowe.
Z drugiej strony męską postać naszego obrazu zagrał wokalista, multiinstrumentalista i prawdziwy showman, a także aktor – Krzysztof Zalewski. Razem z fotografem Bartkiem Wieczorkiem oddali hołd estetyce kina lat dziewięćdziesiątych oraz wspomnianemu wideo. To wydanie to coś na kształt zebranych flashbacków z kina Wendersa, ale i kina autorskiego w ogóle. Interesuje nas wątek ucieczki od codzienności, a także muzyki jako destynacji eskapizmu. Penetrujemy kino Europejczyków osadzone na amerykańskich bezkresach i poszukujemy własnej drogi. Do wnikliwego tekstu Kaspra Cechy-Czerwińskiego o tejże ucieczce mamy świetne zdjęcia ukraińskiej artystki żyjącej w Nowym Jorku, Yany Toyber, której podroż w głąb Ameryki została zainspirowana przez sex workerki. Bieżący K MAG delikatnie zmierza na Dziki Zachód, ale bardziej jako ciekawy Europejczyk, a nie lokalny włóczykij. Taki kulturalny, otwarty na świat backpacker. Mam nadzieję, że dołączysz!
K jak Komar, Mikołaj Komar, redaktor naczelny